na porzeczki:)
poniedziałek, 4 kwietnia 2016
niedziela, 20 marca 2016
Początek cz. II . Tęcza, tęcza cza cza cza czyli mała rozprawa o „banałach”.
Wszystko zaczęło się dwa lata
temu w Narodziny Nowego Roku . Wtedy to właśnie uzmysłowiliśmy sobie jak bardzo
idziemy przez życie schematycznie, jak bardzo poruszamy się w granicach wyłącznie
zebranego już doświadczenia, nie robiąc furtki temu co nowe.
A przecież zawsze gdzieś nas
ciągnęło. Podróże na stopa po Europie, wyprawy do Azji, wyjazd za chlebem do
Anglii i niezliczone wędrówki po górach. Właśnie. W góry ciągnęło nas
najbardziej.
Teraz stoimy w miejscu. Wszystko
robimy według poznanych wzorów, nie ryzykując, stwarzając sobie sztuczne poczucie
bezpieczeństwa. Kiedy przekraczasz granice i wkraczasz na drogę nieznanego,
próbujesz, nieraz się sparzysz, ale to nic wobec wartości jakie otrzymujesz, odbierasz
cenne nauki, otwierasz zamknięte szuflady pełne niespodzianek, przeżywasz,
rozwijasz się, żyjesz. W środku pozostajesz ten sam, jak drzewo stabilne,
którego nie złamie byle wiatr, którego korzenie sięgają głęboko w niezmiennym
kierunku. Są one portem z którego później wypuszczą się pędy, niczym stateczki rybackie,
płynące na połów- wolne na wietrze, pamiętające drogę jaką przebyły, by po
udanym połowie bezpiecznie powrócić do domu.
Tak łatwo się dzisiaj zagubić,
tak mało czasu żeby usłyszeć siebie prawdziwego, zagłuszanego przez innych,
manipulowanego przez innych. Żyjemy w czasach wyścigów długodystansowych,
bolesnych upadków, ciężkich kontuzji a po nich mozolnych powstań, ciągle
spełnienie odkładając na metę. Biegniemy dalej i z niecierpliwością wypatrujemy
tej mety na której ktoś obiecał nam złoty dzban z talarami. Już wiem, że tam
nie będzie dzbana z talarami, tam będzie zwykły, ściorany, dziurawy garnek. To
demon Mammon rzuca swój urok, zapędza nas w kozi róg. A czemu nie potrafimy
dostrzec, że skoro ma być dzban pełen obfitości, to musi być i tęcza kolorowa.
To właśnie po niej odbywają się nasze ruchy, przemiany. Tęcza z natury jest
kolorowa ale codzienne biegi ścierają z niej kolory. Pomarańczowy przechodzi w
różowy, tani kicz, fiolet -kolor mistyków i życia duchowego, prawie w ogóle
zanika. Eliminujemy czerwień, która kojarzy się z ryzykiem i bólem jaki może
nastąpić gdy jednak decyzja okaże się niesłuszna. Bojąc się sparzyć, stoimy
więc w miejscu i gorzkniejemy, umiera w
nas radość, nadzieja i miłość. A przecież aby zrobić krok do przodu trzeba się
czasem potknąć, tyle razy upadaliśmy ucząc się chodzić. Serce i ogień czerwieni
zmienia więc swe oblicze. Zamiast rozgrzewać i nasycać, tłamszone grubą warstwą
kurzu, eksploduje na tysiąc drobnych, egocentrycznych kawałków dążących do
rozpadu. Tęcza przestaje być zjawiskowa, powoli zanika w nas.
Czas się zatrzymać w tej gonitwie,
odbyć przeprawę w głąb grubej warstwy kurzu, aby odszukać zagubione pradawne
kolory stworzone ręką Demiurga. Jednomyślnie stwierdzamy, że już najwyższa pora
podjąć ryzyko, uwolnić czerwień z tęczy. Otrzepujemy się więc z kurzu i niczym
Feniks powstajemy z popiołów. I pewnie wiele razy poparzymy sobie skrzydła, nie
będzie łatwo, może nawet zatoczymy krąg, ale trzeba spróbować bo jeśli ci źle i
nic z tym nie zrobisz, to na pewno nie będzie lepiej. Często strach przed
krokiem do przodu ma duże oczy. Tyle lat odkładaliśmy myśl o życiu w górach na
przyszłość. Niepotrzebnie. Życie jest tu i teraz, w malutkich cudach dnia
codziennego, staruszce siedzącej przed chatką, w śpiewie sikorki na dębie,
śmiejących się oczach dziecka, czułościach, jak i w wielu błędach jakie
popełniamy każdego dnia, bólach, pechach, przeszkodach. Dajmy temu być, nie
skreślajmy tego, bo to jest częścią składową naszych bytów.
Jak będzie dalej nie zastanawiam
się, swe życie powierzamy opatrzności. Wiem jedno, najtrudniej jest podjąć
decyzję, potem wszystko dzieje się samo J. Powoli upływa rok od
naszej zmiany a ja dalej nie wierzę że tu jesteśmy. Decyzja była słuszna i w
samą porę. Gdy czytam dzisiaj, co dzieje się z polskim prawem do nabycia ziemi
przez polskich obywateli przechodzą mnie ciarki i mam mdłości. Gdybyśmy
poczekali jeszcze rok, całkiem możliwe, że furtka pozostałaby zamknięta na
zawsze. Na szczęście jesteśmy w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze i tego
wszystkim z całego serca życzę!!! Koniec bajki i trzy Mikołajki.
sobota, 12 marca 2016
Początek. Na początku była Kitka czyli opowieść o Oku z przymrużeniem oka:)
Jako że każdy początek zaczyna się od
narodzin jest więc dziś dzień doskonały na rozpoczęcie naszej opowieści.
Historia ta zaczęła się rok temu.
Kitka Stefania to młoda kotka ślicznotka
wyklętą z Poddolin ze społeczności kociej. Wszystko to za sprawą jej czarodziejskich
oczu -jedno mieni się złotem, drugie odbija błękit nieba, w obu pełzają zygzaki
żyłek. Takie oczy są niebezpieczne, rzucają urok i nie ma dla nich miejsca
wśród kotów w dolinie Sanu. Muszą więc udać się na wyżyny, pokonać wpierw
bezdrożne łąki i strome,
zarośnięte ścieżki leśne kryjące tajemnice dawnej puszczy, by
stanąć w końcu u progu leśnego przysiółka.
Tak, to właśnie Leśne Oko, magiczne miejsce które daje wolność,
schronienie,
ukojenie. To miejsce przesiąknięte jest obecnością Leśnego Ducha i
wszystko tu dzieje się z jego woli, życie zaś płynie w zgodzie z naturą-
wszystko budzi się do życia, radośnie trwa i umiera ażeby znowu ze zmierzchu
przejść w świt.
Granice Leśnego Oka są dość szczelne, gdy
je przekraczasz zostawiasz na progu to co niedobre i brzydkie i znikasz ze
Świata Chaosu. Wstępu do ów przysiółka strzegą Stare Sosny a kryje on w sobie
liczne zakątki. Jest więc Zakątek Starego Zaskrońca, ogród motyla Mieniaka,
Jelenia Łączka, Polanka Ciekawskiego Bażanta, Zacisze Zielonego Jaszczura, jest
Rozśpiewany Dąb na którym zebrania mają sikorki uboga i modraszka, trznadle,
gąsiorki, dzięcioły, gile, po zmierzchu zaś pohukuje Nocny Łowca, w
powietrznych otchłaniach kwilą myszołowy i jastrzębie wciąż przedrzeźniane
przez sójki, po drugiej stronie pagórka,
u jego podnóża mieszka antyczny Pies Pontyjski, stworzonko to
zmyślne o ostrych zębach powszechnie zwane Bobrem, z gąszczy zarośli zaś, za
Starym Grubym Bukiem spogląda swym okiem samotny dom, miejsce to tajemnicze,
pełne sekretów. Z pagórka widać sąsiednie krainy nad ranem skąpane w mgłach
meandrującego Sanu. Na przeciw to miejsce Smoczej Krainy, skąd docierają do nas
czasem głośne pomruki. Niewielu śmiałków się tam zapuszcza a jeszcze mniej ją potem opuszcza. Droga jest trudna, wpierw Starą Rzeką, potem przeprawa przez San jeszcze czeka. Gdy już się jest na drugiej stronie Twe nozdrza łechcze woń siarkowa. Na skraju polany o północy psst! wszystkiego dowiecie się w swoim
czasie.
Wracając do biednej Kitki Stefani- dotarła
ona wreszcie po krętej swej drodze na kraniec pagórka, do Leśnego Oka. A gdy
tylko przekroczyła granice owego przysiółka zniknął wcześniejszy świat i
nastała wolność i szczęście i spełnienie.
Tu właśnie, w Leśnym Oku ma miejsce nasza
akcja, zaczyna się Nowe Życie.
W tym dobrym dniu, jak pisaliśmy na
początku (jakieś 20 zdań wyżej), w którym postanawiamy zacząć naszą opowieść
przybyły na świat dwa kocięta Kitki Stefani Puszki (przez seniora Grubasa
uważanej oczywiście za zwykłą Puszkę Pandory).
Trzecie "kocięto" zostało wysłane do Oka lecz niestety
zabłądziło po drodze i wróciło tam skąd przyszło.
c.d.n
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)















